Skacząc po kałużach
—O jesieni zimnej i dżdżystej dużo złego napisano,
O błocie, kałużach, dniach sennych niesłychanie,
A ja wędruję dziś w deszczu szczerze roześmiana,
Mając kaprysy aury zapłakanej…za nic!
W szemranie drobnych, słotnych kropli zasłuchana,
Tańczę z wiatrem, wiruję, rozkładając szeroko ramiona,
W duszy mi gra melodia dziecięca dawno zapomniana,
Popatrzcie, oto ja, naprawdę ciągle ja, choć taka odmieniona!
By nieba sięgnąć w locie nie potrzeba słońca,
Na gwiazd srebrnych strunach zagram także bez księżyca,
Potrafię tak tańczyć, wirować i śpiewać bez końca,
Czuję, że mogę być ciągle inna, co mnie nieziemsko zachwyca!
Ludzie spod szarych parasoli zerkają w zdumieniu,
Na dziewczynę, co krokiem tanecznym kałuże przemierza,
Nie widzą blasku słońca przycupniętego na mokrym ramieniu,
A ja nawet kropli wody nie wytrząsam zza płaszcza kołnierza!
Kasztany nasiąknięte deszczem szeleszczą leniwie w kieszeni,
Strugi płynnego błota tryskają spod stóp rozbrykanych
I wiem, naprawdę całą sobą czuję, że nic się już nie zmieni,
Zawsze i wszędzie szukać będę chwil w tęczę tak zaczarowanych!
—