W chwili ulotnej
–
Chciałam ci wiersz dziś napisać,
Taki mały, ulotny i cichy,
Ale wybacz, mój miły, nie mogłam,
Bo już kwiaty rozwarły kielichy,
Bo wieje wietrzyk od morza,
Bo pachnie trawa skoszona.
Więc zrozum, miły, nie mogłam,
Choć czekasz, krzyżując ramiona,
Choć patrzysz uważnie spod oka,
Choć myślisz, że tego nie widzę,
Nie mogłam, mój miły, nie mogłam
I wcale się tego nie wstydzę.
Spojrzyj, mój miły, za okno,
Zobacz jak pięknie na świecie,
Więc, po co ci wierszyk ulotny,
W którym rym śmieszny się plecie.
Zamiast słów, miły, weź tęczę
I kwiaty, i drzewa, i słońce.
Tak będzie najlepiej, to ręczę,
To tyle na dzisiaj, już kończę.
Pozdrawiam jak zwykle gorąco,
Całusy ci ślę, czy wypada?
Nie wiem, czym dziś Ismogeną*,
Czy Jolą, co lubi pogadać…
–
*Kiedyś w chwili zwątpienia i uczucia całkowitego opuszczenia, sięgnęłam do legend celtyckich i staroskandynawskich.
W jednej z nich przeczytałam o dziewczynie, która absolutnie nie pasowała do rzeczywistości, w jakiej przyszło jej żyć. Nie płakała jednak i nie lamentowała, tylko wszystko co robiła dobrego – poświęcała bogom. Ci, wzruszeni jej bezinteresownością – dali jej szansę na nowe życie. Urodziła się po raz drugi „nie tu i nie teraz” i odnalazła swoje szczęście. Miała na imię Ismogena.