Luty
_
Po wczorajszym, nocnym deszczu,
Co spać nie dał, bijąc w szyby,
Rankiem wstać się nie chce jeszcze,
Trochę spóźnię się dziś chyba…
Ale obowiązek wzywa,
Zegar tyka z potępieniem,
Więc się z wielkim trudem zrywam,
Ciężko będzie, bez wątpienia…
Bacząc na pogodę słotną,
Którą księżyc nam serwował,
By pominąć kąpiel błotną
Stopę w ciepły kalosz chowam…
Termometr mijam z daleka,
Bieg zaczynam na przystanek,
A tu niespodzianka czeka,
Chodnik mrozem malowany!
Nie ma nawet krztyny wody,
Ani śladu nocnej mżawki,
Suną w śliskim tańcu nogi,
Ze srebrzystej wprost ślizgawki!
Na gałązkach ciążą sople,
Niebo jasne, niezasnute,
Słońce ciut nad horyzontem,
Bo to przecież ciągle luty!
_