Eliksir
_
Noc już ponura, nie ma księżyca,
Ktoś się opłotkiem przemyka.
Ach, to z zakrytą twarzą dziewica.
Mignął obcasik trzewika.
Dokąd to biegnie o tak późnej porze,
Czyżby w ramiona kochanka?
Nie, ona znika pośród drzew w borze,
Gdzie krzewem zarosła polanka.
Mroczną ma sławę las śród ludności,
Nikt nie chce nim się zachwycać,
Szepty się niosą, strach w sercach gości,
Tam mieszka zła czarownica.
Ach, stój niebogo, gdzie niesie ciebie,
Młodego nie żal ci życia?
Lecz ona idzie hardo przed siebie,
W sercu ma coś do ukrycia.
Przedziera się dziewka poprzez gąszcz splątany,
Pokrzywy palące od lica odpycha,
Aż staje, nareszcie, na skraju polany;
Polana wydaje się pusta i cicha…
Lecz ona ręce w górę wyciąga,
Piosnkę rytmicznie nuci, drżąc cała.
I oto z pustki pośrodku boru,
Chatka wynurza się krzywa i mała.
Dziewka zakwili jak dziecina we śnie,
Włosy zmierzwione odrzuca z twarzy,
Do progu chatki podbiega śpiesznie
I gromko w drzwi puka trzy razy!
Jęk straszny toczy się ponad borem,
Lecz ona z drogi obranej nie zbacza.
Gdy drzwi ze zgrzytem stają otworem,
Z determinacją próg domku przekracza.
Krok jeden, i drugi, i trzeci zrobiła,
Zerknęła, zbladła, stanęła jak wryta.
Pośród flasz, garnców, ziela wszelakiego
Kobieta niestara szyderczo ją wita:
Witaj dziewczyno, zaczyna w te słowa,
Spójrz na mnie wreszcie przytomnie,
Widzę żeś piękna, odważna i zdrowa,
Po cóż przybywasz więc do mnie?!
O pani mądra, ja pragnę lubczyku,
Na chłopca, co w siebie wpatrzony.
Choć staram się wielce, ciągle bez wyniku,
Nie widzi on we mnie kochanki, ni żony.
Uśmiecha się wiedźma na dictum dziewicy,
Uśmiechem tak mrocznym, jak noc bez księżyca.
Widząc to dziewka na pomoc już liczy,
Z nadzieją – kolory wracają na pobladłe lica.
Dam ci eliksir, po któryś przybyła
Lecz zanim czar ten przyjdzie mi roztoczyć,
Podaj swoją rękę, o dzieweczko miła,
Krwi z żyły serdecznej muszę ci utoczyć.
Dłoń dziewka wyciąga, nic tym niespłoszona,
Wiedźma krzepko chwyta, srebrne ostrze błyska.
Znać, że w takich sprawach mocno jest wprawiona
Już żyła otwarta, krew czerwona tryska!
Trzy razy, po trzy krople, w trzy flasze spuszczone,
Dwa razy po trzy do czaru, a trzy do zapłaty.
Już zioła dodane – w starce uwarzone,
Już fiolki zamknięte korkiem z drzewnej waty.
A teraz, panienko, słuchaj mnie uważnie,
Wiedźma cichym głosem przemówi od nowa,
Daję ci czar straszny, postępuj rozważnie,
Umysł natęż, pamięć wysil, niech pracuje głowa!
Oto fiolki z lubczykiem, w równych dawkach dane,
Jednej użyj do nowiu, drugą skrzętnie schowaj.
Pamiętaj, że ma wypić go tylko kochanek
Zaś do czaru magiczne potrzebne są słowa…
Tu wiedźma trzykrotnie zaklęcie wymawia
Wyrazy dziwnie brzmiące, śpiewnie recytuje,
Nastrój chwili, ziół zapach – to wszystko tak sprawia,
Że formułę na wieki dziewka spamiętuje…
Nie musisz sama podać mu lubczyku,
Co cię z pewnością przyjemnie zaskoczy.
Wystarczy, że go wypije w trunku rozpuszczony,
Ty słowa wypowiesz i spojrzysz mu w oczy.
Tylko tyle wystarczy, żeby czar mój działał,
Choć to jeszcze nie wszystko coś wiedzieć powinna.
Czy już w pamięć zapadło com Ci powiedziała?
Bowiem będzie twych działań także strona inna:
Kiedy po latach wielu zaklęcia moc sczeźnie
I ostygną już magią pobudzone chuci
Podaj drugą dawkę i szepnij znów słowa,
A kochanek do ciebie na nowo powróci.
Jednak to nie wszystko, o dzieweczko chrobra,
Czar ten drugi warunek też przedziwny niesie,
Więc dla swojego musisz go przestrzegać dobra,
Bez względu na to, co ci los przyniesie:
Karę ci przyjdzie straszliwą zapłacić,
Pamiętaj o tym, i we dnie, i w nocy:
Jeżeli nie chcesz wszystkiego utracić,
Strzeż się panienko czerwonej karocy!
Mówiąc z mocą te słowa, drzwi chatki otwiera
I szparko za nie dzieweczkę wypycha;
I nie ma już wiedźmy, i chatka gdzieś znikła,
Noc pozostała, bezgwiezdna i cicha…
Co dalej było? Czy jej się udało?
Wykrzyknąć nam tu wypada!
Cicho sza, dziatki, na te pytania
Odpowie już inna ballada…
–