Niebo o zachodzie
_
Niebo o zachodzie
Czy wiecie, jak pięknie wyglądało dzisiaj niebo o zachodzie? Dziwne pytanie, bo przecież tego wiedzieć nie możecie! Wybaczcie. Ale ja chcę, a raczej muszę o tym opowiedzieć, bo po raz pierwszy zdarzyło mi się takie niebo, nie tylko nad moją Górą Czterech Wiatrów, ale w ogóle jako takie!
Słońce zachodziło, przesłonięte obłoczkami, które fioletowiły się delikatnie przy postrzępionych brzegach. Promienie, przebijające się przez nie, rozczepiały się, jakby chmurki składały się z niezliczonej ilości maleńkich, ruchomych pryzmatów, zalewających firmament potokami tysiąca falujących tęcz. Niebo wyglądało jak klejnot kruchy i przeźroczysty, zachwycający do utraty tchu migotliwie świetlistą grą barw w tonach fiołkowych i błękitnych, złocistych i szmaragdowych, z zadziwiającą przewagą subtelnie wysyconej grynszpanem zieleni, przeciętą w poprzek ciemną smugą indygo… Stałam z głową wysoko zadartą, prawie żona Lota w posąg, albo słup soli, jak wolicie, zaklęta, zawładnięta zachwytem, a ludzie przechodzili obok mnie obojętnie, nieczuli na piękno spływające na nich z góry. Nie wiem, jak mogli tego nie widzieć!
_