Nawiedzona kamienica
Opuszczona kamienica
Podczas godziny duchów ulicami miasta
Samotnie wędrowała przedziwna niewiasta
Ćmienia latarń rzucały na chodniki cienie
Widziane kątem oka zaledwie przez mgnienie
Okna mijanych domów zza szczelnych firanek
Kłuły drzewa smugami barwnych układanek
Aż tu nagle przy końcu ciasnego zaułka
Tuż obok fundamentów nowego kościołka
Omotany chaszczami obrośnięty trawą
Zamajaczył budynek rozmazaną zjawą
Ślepił bez szyb oknami w księżyca półblasku
Po progi zasypany tumanami piasku
Drzwi zabite deskami wyszczerbione czasem
Pająk oplótł pajęczyn srebrzystym atłasem
Nad szczątkami komina ten kto chce niech wierzy
Krążyło bezszelestnie stado nietoperzy
Niewiasta białą dłonią do drzwi zastukała
Zamieniła się w sowę i w noc odleciała…